Na dwa tygodnie przed śmiercią Bartek miał ogromne bóle głowy. Pewnego dnia nie dało się go dobudzić, dlatego rodzice zawiadomili pogotowie. Reakcja lekarzy trwała aż 10 godzin. 17-latek zmarł.
W dniu śmierci chłopiec był nieprzytomny. Miał podobne objawy do tych przy udarze, wysoką gorączkę. Z początku podejrzewano koronawirusa. Bartek nie został przyjęty w pierwszym szpitalu, ponieważ uznano, że nie ma tam odpowiedniego oddziału do walki z wirusem.
Ustalono, że chłopiec ma ropień śródczaszkowy. Został odesłany do kolejnego szpitala w Legnicy.
Po 10 godzinach od wezwania karetki pogotowia, chłopiec wreszcie znalazł się na stole operacyjnym.